Oskarżony był kucharzem w tym barze; to od awantury w tym lokalu zaczęło się całe zajście w noc sylwestrową 2016/2017. Gdy z baru wybiegł młody mężczyzna, zabierając bez płacenia dwie butelki napojów, w pościg ruszył Tunezyjczyk oraz właściciel lokalu, z pochodzenia Algierczyk. Gdy dogonili 21-latka, doszło do szarpaniny, podczas której chłopak został pchnięty nożem. Wskutek odniesionych obrażeń zmarł.
Po długim procesie, w trakcie którego przesłuchano ok. 150 świadków, a Sąd Okręgowy w Suwałkach posiłkował się też opiniami biegłych, w czerwcu 2019 roku zapadł wyrok 12 lat więzienia. Sąd pierwszej instancji przyjął, że sprawca działał z bezpośrednim zamiarem zabójstwa.
Apelację złożył obrońca Tunezyjczyka oraz pełnomocnik matki i siostry zmarłego. Postępowanie przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku rozpoczęło się na początku grudnia. W środę Tunezyjczyk na zakończenie procesu odczytał z kartki swoje oświadczenie. Przekonywał, że nie dopuścił się zabójstwa. Mówił m.in., że okoliczności tragedii (w tym przebieg zajścia w barze, poprzedzającego zdarzenia, które rozegrały się potem na ulicy) były inne, niż przyjął sąd pierwszej instancji, zapewniał, że nie chciał zabić. "To nie był odwet ani samosąd" - powiedział. Twierdził też, że bał się i nie atakował, a jedynie bronił, do obrażeń doszło nieumyślnie, bezpośrednich ciosów nożem nie zadawał. "Nie miałem zamiaru ani intencji, żeby kogoś zabić ani skrzywdzić" - mówił Lassaad A. Przepraszał bliskich zmarłego. Przekonywał, że to autentyczna skrucha, a nie jedynie linia obrony.
Jego obrońca wnioskuje o uniewinnienie, ewentualnie uchylenie wyroku i zwrot sprawy do pierwszej instancji lub o łagodniejszą karę. Pełnomocnik oskarżycielek posiłkowych chce 25 lat więzienia.
Napisz komentarz
Komentarze