Sprawa dotyczyła Daniela M. - syna znanego w kraju wykonawcy disco polo. Prokuratura postawiła mu zarzuty związane z naruszaniem - orzeczonego prawomocnym wyrokiem - zakazu kierowania pojazdami.Wyrok Sądu Rejonowego w Białymstoku nie jest prawomocny, obrona chciała kary ograniczenia wolności poprzez założenie obowiązku prac społecznych. Na poczet grzywny sąd zaliczył skazanemu blisko miesięczny areszt, w którym przebywał on w 2020 roku, gdy został do tej sprawy zatrzymany.
Policja zainteresowała się bliżej Danielem M. - mieszkańcem podbiałostockiej miejscowości - w kwietniu ubiegłego roku, gdy okazało się, że łamie on zasady kwarantanny związanej z koronawirusem. Jak wynikało z podawanych wtedy przez policję informacji, był w wykazie osób poddanych kwarantannie, której przestrzeganie funkcjonariusze kontrolowali w miejscach zamieszkania (czy przebywania) tych osób. Gdy sprawdzali sytuację 32-latka, okazało się, że jest on poza domem, a gdy pojawili się tam funkcjonariusze, właśnie wbiegał po schodach.
Jak podała policja, twierdził, że "był w odwiedzinach u rodziców i nie ma najmniejszej ochoty stosować się do zasad kwarantanny". Zatrzymany został po tym, jak dyżurny policji dostał informację, że w nocy ten sam mężczyzna przyjechał samochodem na jedną ze stacji benzynowych w Białymstoku, a - na podstawie prawomocnego wyroku - miał orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów. Pracownik stacji rozpoznał go, "ponieważ pisały o nim gazety".
Prokuratura wydała wtedy nakaz zatrzymania, a zebrane przez policję dowody pozwoliły postawić mu zarzuty związane z kilkukrotnym złamaniem sądowego zakazu kierowania pojazdami, z których pierwsze miało miejsce w lipcu 2019 roku, kolejne dwa przypadki - wiosną 2020 roku. Po postawieniu tych zarzutów trafił nawet czasowo do aresztu, bo sąd zgodził się z oceną prokuratury, iż może zachodzić obawa matactwa.
Okoliczności popełnienia przestępstwa nie budzą wątpliwości, oskarżony przyznał się, a wszystkie inne dowody z tym w pełni korespondują - mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Andrzej Kochanowski.
źródło: PAP
Napisz komentarz
Komentarze