Głośno klekocze, trzepocze skrzydłami i wygina szyję. Taki taniec wykonuje bocian za każdym razem, gdy zbliża się do swojego gniazda. Nie są to jednak nieustanne oznaki miłości, lecz kod, dzięki któremu ptaki rozpoznają się nawet z daleka. Gdyby nie on, nadlatujący bocian mógłby zostać potraktowany przez partnera jak intruz – zaatakowany, a nawet zadziobany – czytamy na portalu newsweek.pl.
Autorka artykułu Jolanta Chyłkiewicz przekonuje, że bociany nie są tak łagodne i sympatyczne, jak nam od dzieciństwa wpajano. Z obserwacji tych ptaków za pomocą zainstalowanych w gniazdach kamer wynika, że napadają na siebie i walczą o gniazda, a w pary łączą się zwykle tylko na jeden sezon. Co więcej, bez skrupułów zabijają własne pisklęta. Przodkowie bocianów sprzed tysięcy lat byli jednak jeszcze bardziej okrutni – porywali ludzkie dzieci.
Newsweek wyjaśnia, że właśnie teraz, kiedy pierwsze samce wracają z Afryki i przygotowują się do sezonu lęgowego, toczą bój o gniazda. Są przy tym niezwykle agresywne. Wbrew utartym przekonaniom wcale nie przylatują do gniazd, które wcześniej same zbudowały. Krążą po okolicy i wybierają najlepsze miejsce na lęgowisko, a więc bezpieczne, ciepłe i obfitujące w pożywienie, czyli blisko łąk i pól. Jeśli bocianowi spodoba się gniazdo, które wcześniej zajął już inny samiec, nie zawaha się go zaatakować.
„Z powietrza nieoczekiwanie rzuca się na rywala. Bije go skrzydłami, rani ostrym jak szabla dziobem i pazurami. Ciosy zadaje tak długo, aż konkurent ucieknie” - mówi Adam Zbyryt z Północnopodlaskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków.
Gdy samiec zdobędzie gniazdo, zaczyna je reperować, a potem czeka na samicę. Jednak wcale nie marzy o powrocie partnerki z ubiegłego roku. Chętnie przyjmuje każdą, która go zechce. Samice jednak są wybredne i wyrachowane. Preferują stare gniazda, nawet kilkudziesięcioletnie. Lęgowisko powinno być ciepłe: dobrze nasłonecznione albo np. umieszczone blisko komina, a przede wszystkim ulokowane w bogatej w pożywienie okolicy. Gdy samica uzna przygotowane przez samca miejsce za wystarczająco komfortowe, zaakceptuje partnera.
Z artykułu newsweek`a dowiadujemy się, że bociany mają skłonność do zdrad. Najczęściej dochodzi do nich w tzw. bocianich wioskach, gdzie na niewielkiej przestrzeni znajduje się wiele gniazd. Kiedy samiec oddala się na polowanie, samicę odwiedzają konkurenci z sąsiednich lęgowisk.
„Biada jednak kochankom, jeśli gospodarz wcześniej wróci z polowania. Zdradzony może wówczas zadziobać zarówno samicę, jak i jej partnera. Trzeba jednak przyznać, że najczęściej ofiarą pada partner” - mówi prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Bociany zjadają wprawdzie własne pisklęta i małe zwierzęta, ale za to – jak przekonywali nas kiedyś rodzice i dziadkowie – przynoszą nam dzieci. Trudno dziś ustalić, na jakiej podstawie wymyślono tę sympatyczną bajkę. Historia mówi bowiem coś zupełnie innego. Około 18 tysięcy lat temu bociany porywały i pożerały ludzkie niemowlęta – twierdzi Hanneke Meijer ze Smithsonian National Museum of Natural History w Waszyngtonie. Przebadała ona szczątki prehistorycznych krewnych bocianów odnalezione na indonezyjskiej wyspie Flores, którą zamieszkiwały też hominidy.
Uczona ustaliła, że ptaki były ogromne. Rozpiętość ich skrzydeł dochodziła do 2,5-3 m, podczas gdy przodkowie człowieka, hominidzi, mieli najwyżej metr wysokości. Prawdopodobnie ptaki nie były jednak w stanie zagrozić dorosłym, za to bez trudu mogły porwać i pożreć ludzkie dziecko.
Newsweek kończy artykuł puentą, że o bocianach trudno powiedzieć coś dobrego. Poza tym, że zapowiadają wiosnę.
Źródło:www.newsweek.pl
Napisz komentarz
Komentarze